Apocalypto marek.karol,
23. stycznia 2007 godz. 21:37
„Nadchodzi święty czas”.
Recenzja filmu Apocalypto...
„Nadchodzi święty czas”.
Recenzja filmu Apocalypto,
reżyseria Mel Gibson.
Obejrzałem twój kolejny
film.
I co?
No właśnie.
Szkoda kolejnej
niewykorzystanej szansy, drogi
przyjacielu z dalekiej
Australii.
Twój pomysł ukazania
upadku kultury Majów naprawdę
godzien był ekranizacji.
Ale niestety, podobnie jak
w poprzednich twoich filmach i
tej produkcji czegoś brakuje.
A przecież przy okazji
pisania recenzji „Pasji”,
zaproponowałem tobie, że przed
ekranizacją kolejnego filmowego
zamierzenia, możemy raz jeszcze
przejrzeć scenariusz.
Mogłem również asystować
na planie filmu.
Nie wiem, czy nie
chciałeś, czy też nie doszły do
ciebie te moje głosy.
Albo może po prostu nie
czytasz pisanych przeze mnie
recenzji twoich filmów.
A szkoda.
Uniknąłbyś tym sposobem
kilku błędów, których nie
ustrzegłeś się i tym razem.
Przystępuję zatem/więc do
recenzji twojego filmu.
Scenariusz oparty jest,
jak zauważam na trzech
zasadniczych wątkach i tworzą
one trzy kolejne etapy filmu.
Pierwszy z nich, to opis
codziennego życia grupy Indian z
pewnego plemienia.
Drugi to ukazanie
brutalnej rzeczywistości
cywilizacji Majów tamtych lat.
A więc ich religijnych
obrzędów i ceremoniałów,
skupiających się w tym czasie
przede wszystkim na składaniu,
celem przebłagania gniewu ich
bóstw, ofiar z
ludzi-niewolników.
A trzeci etap, który
wyróżniam, to wizerunek nowego
świata, ukazany na samym końcu
filmu ujęciem trzech
zakotwiczonych u brzegu statków,
oraz obraz grupy przybyszów z
samym jak domniemywam
Krzysztofem Kolumbem na czele
łodzi, zmierzającej już do
samego lądu.
Sceny zresztą samej w
sobie bardzo nieudanej, tchnącej
groteską, kiczem i zupełnie nie
pasującej do atmosfery,
nastroju, ani nawet i kompozycji
tego filmu.
Jest ona zbyt
przerysowana, sprawia wrażenie
nieco nienaturalnej i może nawet
wzbudzić lekki uśmiech na twarzy
oglądających ten film.
Niestety w taki sposób ja,
wytrawny krytyk filmowy na tę
scenę zareagowałem.
Postacie w łodzi wydają
się być nieprawdziwe, napuszone
i nazbyt dystyngowane.
A szkoda, bo jest to jedno
z ostatnich już ujęć tego filmu
i psuje cały jego dotychczasowy
klimat, a więc i jego
artystyczny dorobek i wymowę.
A więc drogi przyjacielu z
Antypodów, na tych trzech
etapach, przynajmniej ja tak to
odbieram i tak to widzę,
budujesz swój film.
I co dalej?
Brawo i słowa uznania za
bardzo umiejętne przede
wszystkim włączenie w cały plan
akcji wątków o charakterze
teologiczno-eschatologicznym i
umiejętne ich poukładanie
względem całej akcji filmu.
Jednak i tutaj nie
ustrzegłeś się przed jednym
dosyć poważnym błędem, a może
trafniejszym będzie określenie
zaniedbaniem.
Ale o tym w dalszej części
mojej recenzji.
A więc przede wszystkim
zauważam, że główny bohater,
który nazwany jest imieniem Łapa
Jaguara i nie jest to na pewno
imię przypadkowe, bo jaguar w
tamtejszej kulturze i
środowisku, to najpotężniejsze z
dzikich zwierząt, wydaje się być
on ukazywany w tym filmie jako
prefigura samego Odkupiciela,
Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
A więc tego, którego słowa
zapisane i utrwalone w Ewangelii
jak i historia jego życia już w
niedługim czasie głoszona będzie
na tej ziemi i na której
oddziaływać będzie z mocą jego
zbawczo-odkupieńcza ofiara.
Wskazuje na to bardzo
wiele elementów.
Przede wszystkim, jak już
wcześniej zauważam, jest to same
jego imię.
Łapa Jaguara, miano to
wydaje się mieć w sobie coś z
ogromnej, niezwyciężonej i
nieprzejednanej mocy.
Poza tym charakterystyka
osobowa głównego bohatera
wskazuje, że mamy do czynienia z
kimś o wyjątkowej sile
autorytetu, władzy w sobie i o
magicznym oddziaływaniu na
otoczenie.
I wyróżniam w tym
przypadku takie cechy i jego
przymioty jak: bezgraniczna
odwaga, która ujawnia się przede
wszystkim w bezkompromisowym
dążeniu do uwolnienia ukrytej w
pieczarze żony i małego jeszcze
synka, bezbłędne orientowanie
się w dosyć skomplikowanej
sytuacji, w której to
niespodziewanie się znalazł,
umiejętność zareagowania na
wszelkiego rodzaju przeciwności,
oraz zdolność przewidywania
następstw kolejnych wydarzeń.
Zauważam również, że na
pewno nieprzypadkowo w scenie
złożenia jego jako ofiary
bóstwu, w celu przebłagania jego
gniewu, towarzyszą zjawiska
podobne do tych, jakie
zachodziły w czasie śmierci
Jezusa na krzyżu.
I nie możemy nie zauważyć
tego podobieństwa, zanegować,
ani też i tego się wyprzeć.
A więc główny bohater tego
filmu ukazywany jest jako
prefigura Syna Bożego, Jezusa
Chrystusa.
Wydaje mi się, że możemy
być, co do tego zgodni.
Kolejny element, który
czyni go w tym podobnym, to
przebicie jego lewego boku, jak
miało to miejsce w przypadku
Jezusa na krzyżu wtedy, kiedy
ucieka on i chroni się przed
strzałami, razami i ciosami
śmierci zadawanymi jemu przez
jego oprawców.
I przechodzi on następnie
przez złożone w dole,
rozkładające się już złożone
przedtem bóstwu w ofierze
ludzkie ciała.
Jest ich ogrom i całe
multum.
Czyżby odniesienie do
przejścia przez śmierć i szeol,
zstąpienie do piekieł i powrót
do nowego życia samego
Chrystusa, czego i znów symbolem
w tym filmie jest dżungla, o
czym zresztą usłyszy on sam
zanim zacznie jeszcze swój
szaleńczy bieg o życie?
Tam jest dżungla.
Tam jest życie, powiada
ich, a jego niedoszły zabójca.
A kiedy po udanej ucieczce
i walce o życie jest już w
dżungli, będąc przy tym
dotkliwie zraniony, ukryje się
wtedy na drzewie.
A będąc na drzewie, jeżeli
dobrze zauważyłem w jednym z
ujęć, rozłoży ręce na
podobieństwo jak Chrystus na
krzyżu.
Na drzewie znajduje
ratunek, odpocznienie i
wytchnienie.
Przynajmniej na chwilę.
I znów rozpoczyna
szaleńczy bieg i walkę o życie.
W dalszej kolejności akcji
bardzo wymowna jest również
scena, w której to główny
bohater, nie widząc innego
wyjścia z trudnej sytuacji,
rzuca się z wodospadu w dół wód
rzeki.
I tutaj drogi przyjacielu,
uważam winien jesteś zaniedbania
wykorzystania tej sceny jedynie
na użytek głównego bohatera.
Odbieram tę scenę jako
symbol zmartwychwstania samego
Chrystusa.
Łapa Jaguara będąc już w
dżungli, a więc w krainie
wyzwolonej, rzuca się z mocą w
otchłanie wartko płynącej i
życiodajnej wody.
Spada w nie z wysokości i
wychodzi obmyty, a więc i
symbolicznie już uwolniony z
piętna niewolnika.
Niebieski kolor na jego
ciele, który symbolizował
niewolnictwo i ofiarę
przeznaczoną pogańskiemu bóstwu
jest już zmazany.
I naprawdę żałuję, że nie
wykorzystałeś tej sceny, którą
ja osobiście odbieram jako
prefigurę zmartwychwstania
samego Chrystusa, do
zarezerwowania jej jedynie dla
głównego bohatera.
Niepotrzebnym jest, wydaje
mi się, aby ścigający go
podążali tą samą drogą i tym
samym sposobem, co on.
Nie ma takiej potrzeby i
nie są oni tego godni.
I w następstwie akcji
filmu jego główny bohater ucieka
dalej i toczy z goniącymi go
walkę o życie.
Wiemy, że wyjdzie z niej
zwycięsko.
Jest już przecież w
krainie wyzwolonej.
Zadajemy sobie jedynie
pytanie, jakim sposobem to się
stanie?
I widzimy jak rozprawia
się z nimi i on sam i w jaki
sposób przychodzi jemu w tym z
pomocą sama natura.
Wykorzysta również, kiedy
będzie już w pobliżu pieczary, w
której ukrył swoją żonę z małym
dzieckiem, domniemywam
zastawioną przez nich samych z
tego plemienia jedną z pułapek.
W końcu dotrze do miejsca
ukrycia jego rodziny.
W międzyczasie jego żona
wyda już na świat drugie
dziecko.
Czy jest to symbol i
należy tę scenę odbierać jako
narodzenie do nowego życia z
wody chrztu świętego?
Być może tak.
Nie chcę jednak zbytnio
naginać treści filmu i
nadmiernie interpretować
niektórych scen i nadawać im być
może i nieco na siłę
teologicznego znaczenia.
Wydaje mi się jednak, że
być może i taki był zamysł
samego reżysera i że tę scenę,
jak również wiele innych, o
których piszę i które omawiam,
możemy odbierać i interpretować
właśnie w ten sposób.
Wszak do brzegów tej ziemi
przybiły już i zakotwiczyły
statki przybyszów z Europy, a
więc tych, którzy przyniosą tej
ziemi nową religię.
Poza tym zauważam również
i to, że kobieta wydając nowe
życie w wodach deszczu stoi na
podwyższeniu.
Czyżby kamień i dzięki
któremu mogła wesprzeć się i
który uratował jej życie, dając
również nowe, symbolizuje kamień
groty zmartwychwstania?
Kamień, który zakrywał
grób Chrystusa i z mocą dnia
trzeciego został odwalony?
Zwraca moją uwagę również
i ostatnia już scena pogoni, w
której to główny bohater dociera
do brzegów oceanu i wydaje się,
że to właśnie tutaj na otwartym
terenie, na podobieństwo jak
Jezus na pustyni wychodzi
zwycięsko z próby kuszenia,
również i w takiej scenerii
dokona się ostateczna walka
dobra ze złem.
Zdarzy się jednak coś
innego, coś więcej.
Rdzenni mieszkańcy tej
ziemi i do chwili obecnej
wrogowie i walczący ze sobą,
widząc tajemnicze i nieznane im
jeszcze zjawisko zaniechają
walki.
Zaniecha i Łapa Jaguara i
ścigający go oprawcy.
Co więcej, oni sami w
geście zainteresowania, odbieram
tę scenę również jako chęć
ostatecznego zerwania z
bezsensownym i nikomu
niepotrzebnym zabijaniem
niewinnych ofiar, co równoważne
jest woli zerwania z
dotychczasowymi wierzeniami i
otwarciem się na przyjęcie nowej
religii, zaintrygowani tym
zjawiskiem podejdą i zbliżą się
do przybyszów.
I rzeczywiście, wydaje
się, że czegoś oni od nich
oczekują.
Czegoś nowego i jeszcze im
nieznanego.
Przejdą obojętnie obok
Łapy Jaguara, jeden z prawej, a
drugi z lewej jego strony.
On sam powróci do dżungli
i ostatecznie uwolni już swoją
żonę.
I kiedy będą już obydwoje
nad brzegiem oceanu, a jego
nowonarodzone dziecko, hm (nota
bene chłopczyk, czy dziewczynka)
na jego rękach, wtedy w
odpowiedzi na pytanie swojej
żony, czy mają oni pójść do
przybyszów, czy też nie, powie
że powinni wrócić do lasu i tam
rozpocząć nowe życie.
Wydaje mi się, że tym
sposobem wyraża on, główny
bohater tego filmu i
przynajmniej jak ja to widzę
prefigurę Chrystusa, gotowość
swoją jak i wszystkich ludzi
dobrej woli tej ziemi do
przyjęcia słowa
Bożego-Ewangelii.
Oczekiwać oni będą na
przybyszów z innego kontynentu,
tych niosących zbawcze słowo w
swoich domostwach i w swoim
otoczeniu.
Zauważam również i to, że
całe to jego zmaganie się o
ocalenie swojej żony, nieugięta
walka o powrót do niej, a w
następstwie jej uwolnienie,
przypomina mi, przejście przez
ziemskie życie samego Jezusa
Chrystusa, Syna Bożego i to jego
zmaganie się o dobro dla
ludzkości i przyniesienie jemu
zbawienia.
A powrót do rodziny i do
nowo narodzonego dziecka,
odbieram też jako symbol powrotu
samego Chrystusa już
zmartwychwstałego do swoich
apostołów.
Podsumowując moje
rozważania dochodzę do
następujących wniosków.
Film ogólnie biorąc jest
zrobiony bardzo poprawnie.
Na uznanie zasługuje
przede wszystkim wartkość, jasny
plan akcji i jego dramaturgia,
oraz jak już wspomniałem
umiejętnie wkomponowane w całą
akcję filmu wątki o charakterze
eschatologiczno-teologicznym.
Zwracam również uwagę na
kilka bardzo wymownych elementów
w tym filmie, które nadają jemu
żywotność i czynią go
interesującym, trzymając w
napięciu, a same przewijają się
dość symetrycznie przez cały
czas trwania projekcji.
To przede wszystkim dosyć
jasny i klarowny plan
scenariusza, oparty na trzech
etapach, o których wspominam na
samym początku recenzji.
Poza tym znajduję jeszcze
inne wyznaczniki, które
spełniają podobną rolę.
I podobnie jak wcześniej,
wyróżniam trzy takie elementy.
Pierwszy z nich to scena,
kiedy Łapa Jaguara będąc już
pojmanym, związany i wraz z
innymi prowadzony w niewolę
ujrzy jak jego żona ukryta w
pieczarze ściąga sznur.
I jest to dla niego znak,
że ona żyje, że oczekuje na jego
powrót i wybawienie.
I świadomość ta przez cały
czas dodawać będzie jemu siły do
działania.
Druga kolejna scena, to
obraz małej dotkniętej chorobą
dziewczynki, a więc osoby
wyłączonej i oddzielonej od
społeczności, przepowiadającej
krwiożerczej cywilizacji rychły
upadek.
W geście końcowym sceny,
wykona ona bardzo wymowny ruch
rękoma, który w pewnym momencie
przyjmuje znak krzyża.
Ale przedtem zwraca moją
uwagę i to, że kilkakrotnie jest
ona odepchnięta i w końcu
pchnięta i to dosyć gwałtownie
drewnianym kołczanem w pierś.
Takiego uderzenia dziecko
nie mogłoby, ani wytrzymać, ani
też przeżyć.
A zatem cóż ta scena
oznacza, jaka jest jej wymowa i
znaczenie?
Wydaje mi się, że możemy
mieć absolutną pewność
proroczego charakteru jej osoby
i profetyzmu jej słów.
Dlaczego i z jakiego
powodu?
Nikt i żadnym sposobem nie
jest w stanie jej uciszyć.
A ona sama przemawia z
takim przejęciem i mocą ducha w
sobie, że dla pełni recenzji
warto i to w całości przytoczyć
wypowiadaną przez nią sekwencję.
Oto jej treść:
„Obawiasz się mnie.
I powinieneś...
Wszyscy, którzy są
nikczemni.
Chcesz wiedzieć jak
umrzesz?
Święty czas nadchodzi...
Strzeżcie się mroku dnia.
Strzeżcie się człowieka,
który przyprowadzi jaguara.
Ujrzycie jak odradza się z
błota i ziemi...
Dla tego, do kogo go
prowadzicie zniesie niebo...
I wymaże ziemię.
Ciebie wymaże.
I zakończy twój świat.
Jest teraz z nami.
...dzień będzie jak noc.
A człowiek jaguar
doprowadzi do waszej zguby...”.
I następna trzecia w
kolejności scena, którą
wyróżniam to ta, kiedy Łapa
Jaguara będąc w buszu i
uciekając przed swoimi
oprawcami, w pewnym momencie
zatrzyma się.
Dokonuje się w nim wtedy
przemiana i zmiana świadomości.
Zdaje on sobie w końcu
sprawę z tego, że nie może już
dłużej uciekać.
Że powinien pozostać
wierny poleceniu swojego ojca.
Nie może się już bać.
Nie może już dłużej
uciekać.
Są granice strachu i jest
miejsce i czas, w którym po to,
aby przetrwać należy podjąć
ostateczną i decydującą walkę.
On doszedł już do takiej
świadomości i dojrzał do takiego
stanu.
Zatrzymuje się.
Podejmuje to wyzwanie.
I wychodzi zwycięski.
I sceny te, te trzy, które
wymieniam uważam za kluczowe i
przełomowe w tym filmie.
Nadają one tej produkcji
filmowej siłę, kontynuację akcji
oraz wiarygodność, potwierdzając
jednocześnie klasę i fachowość
jej realizatorów.
Nie można też mieć nic do
zarzucenia aktorom kreującym
role w tym filmie.
Tylko kilku z nich to
aktorzy profesjonalni.
A najlepszymi aktorami
wydają się być dzieci, czy to te
towarzyszące pochodowi
pojmanych, czy mała i
przejmująca w swoich słowach
dziewczynka-wyrocznia, a przede
wszystkim genialnie, oczywiście
nieświadomie odtwarzający stany
grozy synek Łapy Jaguara, i to
przede wszystkim wtedy, kiedy z
matką pozostają oni uwięzieni w
pieczarze.
Ciekaw jestem jedynie,
jakie metody zastosowano na
planie filmowym w celu wywołania
takiego stanu u małego dziecka.
A swoją drogą, to w osobie
tego małego chłopczyka, mamy
chyba do czynienia z talentem
aktorskim czystej wody.
I wracając raz jeszcze do
ujęć moim zdaniem źle
zrealizowanych, albo i
niepotrzebnych, to wyróżniam jak
już wcześniej wspominałem dwa z
nich.
To końcowe, kiedy to
widzimy przybijającą do brzegu
łódź ze stojącym na jej przedzie
dowódcą armady Krzysztofem
Kolumbem i które opisywałem
dosyć wyczerpująco i szczegółowo
w pierwszej części mojej
recenzji.
Jest rzeczywiście, że
podkreślę to raz jeszcze po
prostu nietrafione.
I drugie, to scena
ukazująca skok z wodospadu,
którą to scenę zresztą aktor
odtwarzający główną rolę wykonał
sam, podobnie jak wiele innych
równie niebezpiecznych i
wymagających nieprzeciętnych
umiejętności kaskaderskich ujęć
w tym filmie.
I warto chyba w tym
momencie nadmienić, że jest on
czynnym sportowcem, uprawiającym
boks i biegi przełajowe.
I wydaje mi się, że scena
ta i że powtórzę to raz jeszcze,
dla mnie przynajmniej i tak ją
odbieram, jako prefigura
zmartwychwstania Chrystusa,
winna być zarezerwowana jedynie
na użytek tylko i wyłącznie
głównego bohatera tego filmu.
A jeżeli chodzi o dosyć
szeroko rozpowszechniony zarzut
zbytniego przerysowania
brutalności i okrucieństwa
niektórych scen, to mają one
taką samą rangę w swojej
głupocie, pustce i
niedorzeczności, jak dla
przykładu zarzucanie jakiejś tam
przeciętnej produkcji o tematyce
wojennej, że niepotrzebnie tak
gęsto ściele się trup.
Ale jest to domniemywam
opinia pokolenia wychowanego na
serialu „Czterej pancerni i
pies”.
A więc błogiej wojenki
ciąg dalszy.
Reasumując.
Brawo i tym razem drogi
przyjacielu z dalekiej
Australii.
A co ty na to, gdybyśmy
tak zrobili ekranizację mojej
najnowszej książki, „Władca
wielkiej Ziemi”?
Zapewniam, jest to
doskonały materiał na nie mniej
doskonały scenariusz i film w
następstwie obsypany i to w
obfitości Oscarami.
Ale musiałbym asystować
tobie na planie.
No, bo znów coś tam
zaniedbasz, zawalisz, pominiesz
i poprzestawiasz.
A swoją drogą, że zapytam,
czy wy wszyscy Australijczycy
jesteście tacy roztrzepani?
W Chrystusie i Maryi
Niepokalanej.
O. Marek Mularczyk OMI –
Poznań
300: Poczatek Imperium
300: Poczatek Imperium
rez.Jan Kowalski obsada:
Jan Kowalski, Katarzyna Cichopek, Mariusz Pudzianowski
grany w:
CinemaCity, Silverscren, Multikino, Baltyk
„Nadchodzi święty czas”. Recenzja filmu Apocalypto...
„Nadchodzi święty czas”. Recenzja filmu Apocalypto, reżyseria Mel Gibson.
Obejrzałem twój kolejny film.
I co?
No właśnie.
Szkoda kolejnej niewykorzystanej szansy, drogi przyjacielu z dalekiej Australii.
Twój pomysł ukazania upadku kultury Majów naprawdę godzien był ekranizacji.
Ale niestety, podobnie jak w poprzednich twoich filmach i tej produkcji czegoś brakuje.
A przecież przy okazji pisania recenzji „Pasji”, zaproponowałem tobie, że przed ekranizacją kolejnego filmowego zamierzenia, możemy raz jeszcze przejrzeć scenariusz.
Mogłem również asystować na planie filmu.
Nie wiem, czy nie chciałeś, czy też nie doszły do ciebie te moje głosy.
Albo może po prostu nie czytasz pisanych przeze mnie recenzji twoich filmów.
A szkoda.
Uniknąłbyś tym sposobem kilku błędów, których nie ustrzegłeś się i tym razem.
Przystępuję zatem/więc do recenzji twojego filmu.
Scenariusz oparty jest, jak zauważam na trzech zasadniczych wątkach i tworzą one trzy kolejne etapy filmu.
Pierwszy z nich, to opis codziennego życia grupy Indian z pewnego plemienia.
Drugi to ukazanie brutalnej rzeczywistości cywilizacji Majów tamtych lat.
A więc ich religijnych obrzędów i ceremoniałów, skupiających się w tym czasie przede wszystkim na składaniu, celem przebłagania gniewu ich bóstw, ofiar z ludzi-niewolników.
A trzeci etap, który wyróżniam, to wizerunek nowego świata, ukazany na samym końcu filmu ujęciem trzech zakotwiczonych u brzegu statków, oraz obraz grupy przybyszów z samym jak domniemywam Krzysztofem Kolumbem na czele łodzi, zmierzającej już do samego lądu.
Sceny zresztą samej w sobie bardzo nieudanej, tchnącej groteską, kiczem i zupełnie nie pasującej do atmosfery, nastroju, ani nawet i kompozycji tego filmu.
Jest ona zbyt przerysowana, sprawia wrażenie nieco nienaturalnej i może nawet wzbudzić lekki uśmiech na twarzy oglądających ten film.
Niestety w taki sposób ja, wytrawny krytyk filmowy na tę scenę zareagowałem.
Postacie w łodzi wydają się być nieprawdziwe, napuszone i nazbyt dystyngowane.
A szkoda, bo jest to jedno z ostatnich już ujęć tego filmu i psuje cały jego dotychczasowy klimat, a więc i jego artystyczny dorobek i wymowę.
A więc drogi przyjacielu z Antypodów, na tych trzech etapach, przynajmniej ja tak to odbieram i tak to widzę, budujesz swój film.
I co dalej?
Brawo i słowa uznania za bardzo umiejętne przede wszystkim włączenie w cały plan akcji wątków o charakterze teologiczno-eschatologicznym i umiejętne ich poukładanie względem całej akcji filmu.
Jednak i tutaj nie ustrzegłeś się przed jednym dosyć poważnym błędem, a może trafniejszym będzie określenie zaniedbaniem.
Ale o tym w dalszej części mojej recenzji.
A więc przede wszystkim zauważam, że główny bohater, który nazwany jest imieniem Łapa Jaguara i nie jest to na pewno imię przypadkowe, bo jaguar w tamtejszej kulturze i środowisku, to najpotężniejsze z dzikich zwierząt, wydaje się być on ukazywany w tym filmie jako prefigura samego Odkupiciela, Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
A więc tego, którego słowa zapisane i utrwalone w Ewangelii jak i historia jego życia już w niedługim czasie głoszona będzie na tej ziemi i na której oddziaływać będzie z mocą jego zbawczo-odkupieńcza ofiara.
Wskazuje na to bardzo wiele elementów.
Przede wszystkim, jak już wcześniej zauważam, jest to same jego imię.
Łapa Jaguara, miano to wydaje się mieć w sobie coś z ogromnej, niezwyciężonej i nieprzejednanej mocy.
Poza tym charakterystyka osobowa głównego bohatera wskazuje, że mamy do czynienia z kimś o wyjątkowej sile autorytetu, władzy w sobie i o magicznym oddziaływaniu na otoczenie.
I wyróżniam w tym przypadku takie cechy i jego przymioty jak: bezgraniczna odwaga, która ujawnia się przede wszystkim w bezkompromisowym dążeniu do uwolnienia ukrytej w pieczarze żony i małego jeszcze synka, bezbłędne orientowanie się w dosyć skomplikowanej sytuacji, w której to niespodziewanie się znalazł, umiejętność zareagowania na wszelkiego rodzaju przeciwności, oraz zdolność przewidywania następstw kolejnych wydarzeń.
Zauważam również, że na pewno nieprzypadkowo w scenie złożenia jego jako ofiary bóstwu, w celu przebłagania jego gniewu, towarzyszą zjawiska podobne do tych, jakie zachodziły w czasie śmierci Jezusa na krzyżu.
I nie możemy nie zauważyć tego podobieństwa, zanegować, ani też i tego się wyprzeć.
A więc główny bohater tego filmu ukazywany jest jako prefigura Syna Bożego, Jezusa Chrystusa.
Wydaje mi się, że możemy być, co do tego zgodni.
Kolejny element, który czyni go w tym podobnym, to przebicie jego lewego boku, jak miało to miejsce w przypadku Jezusa na krzyżu wtedy, kiedy ucieka on i chroni się przed strzałami, razami i ciosami śmierci zadawanymi jemu przez jego oprawców.
I przechodzi on następnie przez złożone w dole, rozkładające się już złożone przedtem bóstwu w ofierze ludzkie ciała.
Jest ich ogrom i całe multum.
Czyżby odniesienie do przejścia przez śmierć i szeol, zstąpienie do piekieł i powrót do nowego życia samego Chrystusa, czego i znów symbolem w tym filmie jest dżungla, o czym zresztą usłyszy on sam zanim zacznie jeszcze swój szaleńczy bieg o życie?
Tam jest dżungla.
Tam jest życie, powiada ich, a jego niedoszły zabójca.
A kiedy po udanej ucieczce i walce o życie jest już w dżungli, będąc przy tym dotkliwie zraniony, ukryje się wtedy na drzewie.
A będąc na drzewie, jeżeli dobrze zauważyłem w jednym z ujęć, rozłoży ręce na podobieństwo jak Chrystus na krzyżu.
Na drzewie znajduje ratunek, odpocznienie i wytchnienie.
Przynajmniej na chwilę.
I znów rozpoczyna szaleńczy bieg i walkę o życie.
W dalszej kolejności akcji bardzo wymowna jest również scena, w której to główny bohater, nie widząc innego wyjścia z trudnej sytuacji, rzuca się z wodospadu w dół wód rzeki.
I tutaj drogi przyjacielu, uważam winien jesteś zaniedbania wykorzystania tej sceny jedynie na użytek głównego bohatera.
Odbieram tę scenę jako symbol zmartwychwstania samego Chrystusa.
Łapa Jaguara będąc już w dżungli, a więc w krainie wyzwolonej, rzuca się z mocą w otchłanie wartko płynącej i życiodajnej wody.
Spada w nie z wysokości i wychodzi obmyty, a więc i symbolicznie już uwolniony z piętna niewolnika.
Niebieski kolor na jego ciele, który symbolizował niewolnictwo i ofiarę przeznaczoną pogańskiemu bóstwu jest już zmazany.
I naprawdę żałuję, że nie wykorzystałeś tej sceny, którą ja osobiście odbieram jako prefigurę zmartwychwstania samego Chrystusa, do zarezerwowania jej jedynie dla głównego bohatera.
Niepotrzebnym jest, wydaje mi się, aby ścigający go podążali tą samą drogą i tym samym sposobem, co on.
Nie ma takiej potrzeby i nie są oni tego godni.
I w następstwie akcji filmu jego główny bohater ucieka dalej i toczy z goniącymi go walkę o życie.
Wiemy, że wyjdzie z niej zwycięsko.
Jest już przecież w krainie wyzwolonej.
Zadajemy sobie jedynie pytanie, jakim sposobem to się stanie?
I widzimy jak rozprawia się z nimi i on sam i w jaki sposób przychodzi jemu w tym z pomocą sama natura.
Wykorzysta również, kiedy będzie już w pobliżu pieczary, w której ukrył swoją żonę z małym dzieckiem, domniemywam zastawioną przez nich samych z tego plemienia jedną z pułapek.
W końcu dotrze do miejsca ukrycia jego rodziny.
W międzyczasie jego żona wyda już na świat drugie dziecko.
Czy jest to symbol i należy tę scenę odbierać jako narodzenie do nowego życia z wody chrztu świętego?
Być może tak.
Nie chcę jednak zbytnio naginać treści filmu i nadmiernie interpretować niektórych scen i nadawać im być może i nieco na siłę teologicznego znaczenia.
Wydaje mi się jednak, że być może i taki był zamysł samego reżysera i że tę scenę, jak również wiele innych, o których piszę i które omawiam, możemy odbierać i interpretować właśnie w ten sposób.
Wszak do brzegów tej ziemi przybiły już i zakotwiczyły statki przybyszów z Europy, a więc tych, którzy przyniosą tej ziemi nową religię.
Poza tym zauważam również i to, że kobieta wydając nowe życie w wodach deszczu stoi na podwyższeniu.
Czyżby kamień i dzięki któremu mogła wesprzeć się i który uratował jej życie, dając również nowe, symbolizuje kamień groty zmartwychwstania?
Kamień, który zakrywał grób Chrystusa i z mocą dnia trzeciego został odwalony?
Zwraca moją uwagę również i ostatnia już scena pogoni, w której to główny bohater dociera do brzegów oceanu i wydaje się, że to właśnie tutaj na otwartym terenie, na podobieństwo jak Jezus na pustyni wychodzi zwycięsko z próby kuszenia, również i w takiej scenerii dokona się ostateczna walka dobra ze złem.
Zdarzy się jednak coś innego, coś więcej.
Rdzenni mieszkańcy tej ziemi i do chwili obecnej wrogowie i walczący ze sobą, widząc tajemnicze i nieznane im jeszcze zjawisko zaniechają walki.
Zaniecha i Łapa Jaguara i ścigający go oprawcy.
Co więcej, oni sami w geście zainteresowania, odbieram tę scenę również jako chęć ostatecznego zerwania z bezsensownym i nikomu niepotrzebnym zabijaniem niewinnych ofiar, co równoważne jest woli zerwania z dotychczasowymi wierzeniami i otwarciem się na przyjęcie nowej religii, zaintrygowani tym zjawiskiem podejdą i zbliżą się do przybyszów.
I rzeczywiście, wydaje się, że czegoś oni od nich oczekują.
Czegoś nowego i jeszcze im nieznanego.
Przejdą obojętnie obok Łapy Jaguara, jeden z prawej, a drugi z lewej jego strony.
On sam powróci do dżungli i ostatecznie uwolni już swoją żonę.
I kiedy będą już obydwoje nad brzegiem oceanu, a jego nowonarodzone dziecko, hm (nota bene chłopczyk, czy dziewczynka) na jego rękach, wtedy w odpowiedzi na pytanie swojej żony, czy mają oni pójść do przybyszów, czy też nie, powie że powinni wrócić do lasu i tam rozpocząć nowe życie.
Wydaje mi się, że tym sposobem wyraża on, główny bohater tego filmu i przynajmniej jak ja to widzę prefigurę Chrystusa, gotowość swoją jak i wszystkich ludzi dobrej woli tej ziemi do przyjęcia słowa Bożego-Ewangelii.
Oczekiwać oni będą na przybyszów z innego kontynentu, tych niosących zbawcze słowo w swoich domostwach i w swoim otoczeniu.
Zauważam również i to, że całe to jego zmaganie się o ocalenie swojej żony, nieugięta walka o powrót do niej, a w następstwie jej uwolnienie, przypomina mi, przejście przez ziemskie życie samego Jezusa Chrystusa, Syna Bożego i to jego zmaganie się o dobro dla ludzkości i przyniesienie jemu zbawienia.
A powrót do rodziny i do nowo narodzonego dziecka, odbieram też jako symbol powrotu samego Chrystusa już zmartwychwstałego do swoich apostołów.
Podsumowując moje rozważania dochodzę do następujących wniosków.
Film ogólnie biorąc jest zrobiony bardzo poprawnie.
Na uznanie zasługuje przede wszystkim wartkość, jasny plan akcji i jego dramaturgia, oraz jak już wspomniałem umiejętnie wkomponowane w całą akcję filmu wątki o charakterze eschatologiczno-teologicznym.
Zwracam również uwagę na kilka bardzo wymownych elementów w tym filmie, które nadają jemu żywotność i czynią go interesującym, trzymając w napięciu, a same przewijają się dość symetrycznie przez cały czas trwania projekcji.
To przede wszystkim dosyć jasny i klarowny plan scenariusza, oparty na trzech etapach, o których wspominam na samym początku recenzji.
Poza tym znajduję jeszcze inne wyznaczniki, które spełniają podobną rolę.
I podobnie jak wcześniej, wyróżniam trzy takie elementy.
Pierwszy z nich to scena, kiedy Łapa Jaguara będąc już pojmanym, związany i wraz z innymi prowadzony w niewolę ujrzy jak jego żona ukryta w pieczarze ściąga sznur.
I jest to dla niego znak, że ona żyje, że oczekuje na jego powrót i wybawienie.
I świadomość ta przez cały czas dodawać będzie jemu siły do działania.
Druga kolejna scena, to obraz małej dotkniętej chorobą dziewczynki, a więc osoby wyłączonej i oddzielonej od społeczności, przepowiadającej krwiożerczej cywilizacji rychły upadek.
W geście końcowym sceny, wykona ona bardzo wymowny ruch rękoma, który w pewnym momencie przyjmuje znak krzyża.
Ale przedtem zwraca moją uwagę i to, że kilkakrotnie jest ona odepchnięta i w końcu pchnięta i to dosyć gwałtownie drewnianym kołczanem w pierś.
Takiego uderzenia dziecko nie mogłoby, ani wytrzymać, ani też przeżyć.
A zatem cóż ta scena oznacza, jaka jest jej wymowa i znaczenie?
Wydaje mi się, że możemy mieć absolutną pewność proroczego charakteru jej osoby i profetyzmu jej słów.
Dlaczego i z jakiego powodu?
Nikt i żadnym sposobem nie jest w stanie jej uciszyć.
A ona sama przemawia z takim przejęciem i mocą ducha w sobie, że dla pełni recenzji warto i to w całości przytoczyć wypowiadaną przez nią sekwencję.
Oto jej treść:
„Obawiasz się mnie.
I powinieneś...
Wszyscy, którzy są nikczemni.
Chcesz wiedzieć jak umrzesz?
Święty czas nadchodzi...
Strzeżcie się mroku dnia.
Strzeżcie się człowieka, który przyprowadzi jaguara.
Ujrzycie jak odradza się z błota i ziemi...
Dla tego, do kogo go prowadzicie zniesie niebo...
I wymaże ziemię.
Ciebie wymaże.
I zakończy twój świat.
Jest teraz z nami.
...dzień będzie jak noc.
A człowiek jaguar doprowadzi do waszej zguby...”.
I następna trzecia w kolejności scena, którą wyróżniam to ta, kiedy Łapa Jaguara będąc w buszu i uciekając przed swoimi oprawcami, w pewnym momencie zatrzyma się.
Dokonuje się w nim wtedy przemiana i zmiana świadomości.
Zdaje on sobie w końcu sprawę z tego, że nie może już dłużej uciekać.
Że powinien pozostać wierny poleceniu swojego ojca.
Nie może się już bać.
Nie może już dłużej uciekać.
Są granice strachu i jest miejsce i czas, w którym po to, aby przetrwać należy podjąć ostateczną i decydującą walkę.
On doszedł już do takiej świadomości i dojrzał do takiego stanu.
Zatrzymuje się.
Podejmuje to wyzwanie.
I wychodzi zwycięski.
I sceny te, te trzy, które wymieniam uważam za kluczowe i przełomowe w tym filmie.
Nadają one tej produkcji filmowej siłę, kontynuację akcji oraz wiarygodność, potwierdzając jednocześnie klasę i fachowość jej realizatorów.
Nie można też mieć nic do zarzucenia aktorom kreującym role w tym filmie.
Tylko kilku z nich to aktorzy profesjonalni.
A najlepszymi aktorami wydają się być dzieci, czy to te towarzyszące pochodowi pojmanych, czy mała i przejmująca w swoich słowach dziewczynka-wyrocznia, a przede wszystkim genialnie, oczywiście nieświadomie odtwarzający stany grozy synek Łapy Jaguara, i to przede wszystkim wtedy, kiedy z matką pozostają oni uwięzieni w pieczarze.
Ciekaw jestem jedynie, jakie metody zastosowano na planie filmowym w celu wywołania takiego stanu u małego dziecka.
A swoją drogą, to w osobie tego małego chłopczyka, mamy chyba do czynienia z talentem aktorskim czystej wody.
I wracając raz jeszcze do ujęć moim zdaniem źle zrealizowanych, albo i niepotrzebnych, to wyróżniam jak już wcześniej wspominałem dwa z nich.
To końcowe, kiedy to widzimy przybijającą do brzegu łódź ze stojącym na jej przedzie dowódcą armady Krzysztofem Kolumbem i które opisywałem dosyć wyczerpująco i szczegółowo w pierwszej części mojej recenzji.
Jest rzeczywiście, że podkreślę to raz jeszcze po prostu nietrafione.
I drugie, to scena ukazująca skok z wodospadu, którą to scenę zresztą aktor odtwarzający główną rolę wykonał sam, podobnie jak wiele innych równie niebezpiecznych i wymagających nieprzeciętnych umiejętności kaskaderskich ujęć w tym filmie.
I warto chyba w tym momencie nadmienić, że jest on czynnym sportowcem, uprawiającym boks i biegi przełajowe.
I wydaje mi się, że scena ta i że powtórzę to raz jeszcze, dla mnie przynajmniej i tak ją odbieram, jako prefigura zmartwychwstania Chrystusa, winna być zarezerwowana jedynie na użytek tylko i wyłącznie głównego bohatera tego filmu.
A jeżeli chodzi o dosyć szeroko rozpowszechniony zarzut zbytniego przerysowania brutalności i okrucieństwa niektórych scen, to mają one taką samą rangę w swojej głupocie, pustce i niedorzeczności, jak dla przykładu zarzucanie jakiejś tam przeciętnej produkcji o tematyce wojennej, że niepotrzebnie tak gęsto ściele się trup.
Ale jest to domniemywam opinia pokolenia wychowanego na serialu „Czterej pancerni i pies”.
A więc błogiej wojenki ciąg dalszy.
Reasumując.
Brawo i tym razem drogi przyjacielu z dalekiej Australii.
A co ty na to, gdybyśmy tak zrobili ekranizację mojej najnowszej książki, „Władca wielkiej Ziemi”?
Zapewniam, jest to doskonały materiał na nie mniej doskonały scenariusz i film w następstwie obsypany i to w obfitości Oscarami.
Ale musiałbym asystować tobie na planie.
No, bo znów coś tam zaniedbasz, zawalisz, pominiesz i poprzestawiasz.
A swoją drogą, że zapytam, czy wy wszyscy Australijczycy jesteście tacy roztrzepani?
W Chrystusie i Maryi Niepokalanej.
O. Marek Mularczyk OMI – Poznań